#Phuket - Miesiąc w Tajlandii

Phuket - największa wyspa Tajlandii i jedno z najbardziej popularnych miejsc. Mówi się, że to miejsce tętni życiem, a najbardziej rozrywkowym miastem jest...

Patong - miasto na zachodnim wybrzeżu, z prawie 3 kilometrową plażą i najbardziej rozwiniętym na Phuket życiem nocnym.

Promthep Cape



PLAN

Dzień 18
Wyjazd z Krabi
Podróż do Phuket (Patong)
Bangla Road

Z longboata na prom (duży odpływ - statek nie mógł podpłynąć), walka z falami i wspinaczka po drabinie z jednej łodzi na drugą.
Zostawiłyśmy rzeczy w kabinie i poszłyśmy na dziób rozkoszować się wiatrem. Gdy dopływaliśmy do Phuket zaczęło akurat lać. I tak sobie biegliśmy po statkach, na busa, który zawoził nas do hotelu do miasta na drugim końcu wyspy - Patong.
Gdy w końcu byłyśmy w hotelu - przestało padać, więc standardowo - przebrałyśmy się i w drogę.
Zaczęłyśmy od kupienia kolejnej wycieczki i spaceru na Bangla Road. I jeśli Khao San było imprezowe, to Bangla to inny stan umysłu. To połączenie Patpong i Khao San. Otwarte kluby nocne, panie tańczące na rurach, domy opieki nad mężami (jak wygląda ta „opieka” domyśleć się można 😏), pokoje zabaw (takie z biczami, sznurami, wiadomo - Red Room z Fifty Shades of Grey zawsze ma wzięcie 😈), są bary z muzyką na żywo, uliczni tancerze, stoiska z jedzeniem, pamiątkami i czym tylko się da, w tym propozycjami fucking show i Ping Pong show (dla niewtajemniczonych - prostytutka wyrzuca z waginy piłki do ping ponga 🙅). Nikt się tu nie może nudzić, co najwyżej - zmęczyć. My dopiero po 3 podejściu byłyśmy w stanie przejść tą drogą czerpiąc z tego satysfakcję i autentycznie się bawiąc.
Nią doszłyśmy do plaży Patong i była to chyba pierwsza plaża, która niekoniecznie nam się podobała.

 
Ulice Patong

Bangla Road

Bangla Road

Bangla Road

Bangla Road

Patong Beach


Dzień 19
Patong Beach
Freedom Beach
Night Market

Gdy wstałyśmy rano, znów wybrałyśmy się na plażę. 
Nic się nie zmieniło, nie dość ze brudna to widoki dookoła nie dorastały Krabi do pięt 😥. Na dodatek strasznie wiało, a słońce było za chmurami, więc wróciłyśmy w końcu do hotelu.
W międzyczasie przejaśniło się, więc poszłyśmy na kolejną plażę - Freedom. I tak jak nazwa wskazuje - można było poczuć na niej wolność. Wolność od zgiełku, od ludzi, naprawdę kameralne miejsce. Ma długość około 300 m i otaczają ją drzewa i skały.
Na miejscu było wtedy może 4 osoby. Zapewne przez to, że dojście do niej kosztowało dużo wysiłku. Niby 3 km, ale ciągle pod górkę, na koniec ze stromym zejściem w dół przez chaszcze. Marzenie o kąpieli spaliło na panewce, gdy dostrzegłyśmy ogromne fale i czerwoną flagę. Oczywiście, poopalałyśmy się i co mogłyśmy to się pomoczyłyśmy (wysokie fale nadal mnie przerażają - historia z Teneryfy 🠞patrz tu🠜 nadal siedzi w mojej głowie).
Po powrocie do hotelu i przebraniu się - wyruszyłyśmy na nocny market i Bangla Road.

Ulice Patong

Freedom Beach

Freedom Beach

Freedom Beach


Dzień 20
Wycieczka
- Ko Phi Phi Leh:
Maya Bay
Loh Samah Bay
Pileh Lagoon
Viking Cave
- Ko Phi Phi Don:
Monkey Beach
- Khai Nai Island

Rano podjechał bus, który zawiózł nas na molo. Tam wsiedliśmy do speedboat’a i ruszyliśmy na Ko Phi Phi Leh - wyspę, na której kręcono film „Niebiańska plaża” z Leonardo DiCaprio, a na którą obecnie wejść nie można -zakaz wprowadzono, by pozwolić naturze na odrodzenie i nieznany jest na razie moment jej ponownego udostępnienia.
Po opłynięciu jej dookoła, przyszła kolej na Ko Phi Phi Don - wyspę o bardzo specyficznym kształcie. Dwa wzgórza skalne są połączone ze sobą wąskim, piaskowym przesmykiem z zatokami po obu stronach. Sprawia to, że nie dość, że jest różnorodna, to zapewnia wyjątkowe widoki. Mieliśmy na niej czas wolny, który wykorzystałyśmy na spacer po plażach, gdzie przejście z jednej na drugą pokonałyśmy pół po falochronach 😂, pół po terenie jakiegoś hotelu 😬, na który wlazłyśmy przez ogrodzenie 💁, a na koniec promenadą do portu.
Stamtąd zabrano nas na Monkey Beach z plażą pełną małpek. Niewielki skrawek, z milionem turystów i biednymi zwierzątkami. To nie był najlepszy wybór jeśli chodzi o atrakcję, ale przynajmniej starałyśmy się nie zbliżać do nich i nie zachowywać jak część turystów, którzy momentami byli bardziej jak te małpy niż one same.
Po tym przystanku przyszła kolej na snorkelling. Tym razem nic mi nie przeszkadzało, pływałam jak szalona i poznawałam dalsze części raf Morza Andamańskiego.
Ostatnim przystankiem była Khai Nai Island - niewielka wyspa pełna kotów, z centralnie położonym budynkiem z restauracjami. I tyle z jej rajskości.
Niestety wtedy pogoda się załamała i zaczęło lać. Gdy przestało - porobiłyśmy trochę zdjęć, zaprzyjaźniłyśmy się z jednym z kotów 🐱 i wróciłyśmy na łódź i do Patong.

Ko Phi Phi Leh

Ko Phi Phi Don

Ko Phi Phi Don

Ko Phi Phi Don

Monkey Beach


Monkey Beach


Khai Nai Island


Dzień 21
Karon Viewpoint
Windmill Viewpoint
Promthep Cape
Big Buddha
Wat Chalong
Phuket Old Town

To był dzień skutera 🛵. Wypożyczyłyśmy go za jakieś 20 zł, na trasie jakiś pan wlał nam z lejka do baku paliwo za 6 zł (2 litry bodajże) i pojechałyśmy dalej.
Jadąc wzdłuż brzegu podziwiałyśmy plaże i zatrzymałyśmy się na punkcie widokowym na jedną z nich - Karon Viewpoint na Karon Beach. Widok nie porywał, ale mimo wszystko warto było zjechać.
Na trasie wyskoczył mi też kolejny punkt widokowy opisany jako Windmill. Zgodnie z nazwą - tuż obok znajdował się wiatrak i warto było tam odbić, bo widoki były świetne. Woda w tej części ma nieziemski kolor, trawa jest jakaś zieleńsza, a podczas naszego pobytu akurat jakiś pan latał na paralotni.
Stamtąd pojechałyśmy na Promthep Cape - najdalej wysunięty na południe punkt Phuket z zielonymi klifami i pomarańczową glebą, co w połączeniu dawało perfekcyjny efekt.
Kolejny na trasie był Big Buddha - 42 metrowa, biała statua będąca 3-cią największą w Tajlandii i najwyższą jaką widziałyśmy podczas pobytu w tym kraju. Oprócz samego Buddy, dech zapiera widok z tego punktu, bo roztacza się on na lasy i plaże będące w oddali.
Kilka kilometrów jest była za to Wat Chalong - największa i najważniejsza świątynia na Phuket. Ze wszystkich, które widziałyśmy, wyróżniała się najbardziej. Zbudowana z kilku pięter, gdzie na każdym było minimum kilkanaście dużych posągów Buddy, a ściany przy schodach pokryte były kolorowymi malowidłami, a drogę do niej wskazywały kwiaty będące płytkami chodnika.
Jako ostatnie w planie było Old Town w Phuket składające się z głównej ulicy pełnej kolorowych kamienic, sklepów z pamiątkami i ubraniami. Spędziłyśmy kilka godzin krążąc w jedną i w drugą stronę, po czym na nowo wsiadłyśmy na skuter.
Patsona robiła za świetnego kierowcę, kluczyła między autami, po Pai miała już niezłą wprawę. Wyjeżdżając z Phuket trafiłyśmy na dziesiątki ludzi wracających z pracy i ze szkoły, więc droga wyglądała jakbyśmy wręcz trafiły na zlot skuterów. Niezwykła frajda, być częścią czegoś takiego.
Po drodze do Patong zajechałyśmy jeszcze do Kathu Waterfall, niestety zaczęło się już robić późno i pogoda znów przestała dopisywać, a szlak nie był logicznie wytyczony, więc tym razem podjęłyśmy decyzję, by tak nie szaleć i wrócić do domu.
Przez całą drogę marzył mi się kurczak na patyku, więc po drodze specjalnie zajechałyśmy na stoisko, gdzie pierwszego dnia zjadłyśmy najlepszego chicken stick'a na świecie. I tak wracałam, jedną ręką nagrywając a drugą wcinając kurczaka, zwiedzając Patong na skuterze 😂
Po oddaniu skutera, wróciłyśmy do hotelu i poszłyśmy na nocny market, który mieścił się niedaleko naszego noclegu. To był wieczór wspominek, alkoholu, płaczu, śmiechu i chwiejnej drogi do domu 😅
Trzeba było w końcu jakoś uczcić ostatni dzień na wyspie Phuket 🥂

Windmill Viewpoint                                Promthep Cape

Promthep Cape

Big Buddha

Widok z Big Buddha
Wat Chalong

Wat Chalong

Old Town Phuket

Old Town Phuket


Night Markets


Nocleg - hotel

4 noce - 111 zł / 2 os.
Lords Palace to nie jakiś wybitny hotel, bardziej przypominał blok mieszkalny, ale przy jednej z głównych ulic Patong.
To tam miałyśmy też akcje karaluchową, gdy weszłam do łazienki i jeden z tych dziadów akurat biegał wokół moich nóg. Tak szybko jak stamtąd wyszłam, tak już nigdy szybko nie weszłam. Niestety, słuch o nim zaginął i do dziś nie wiemy, gdzie się podział. Przez to przy każdym wejściu badałyśmy z Patką zasób łazienkowy, czy przypadkiem nie wyszedł 😂
Mimo wszystko - nie narzekam. Było blisko do nocnych marketów, nie tak daleko do plaży, a ogólne warunki były bardzo na plus. Jak na niecałe 15 zł za noc - pałac. 

Lords Palace


Phuket było miejscem, co do którego mam rozbieżne emocje. Pogoda tam średnio nam dopisała, jeśli porównamy z innymi miejscami. Najlepiej chyba wspominam wycieczkę i nasz skuterowy trip. Samo Patong natomiast to typowe miasto rozpusty i imprez nocnych. Jeśli miałabym się tam wybrać jako na jedyny tydzień wakacji - nie byłabym zadowolona. Ponadto na trasie, wiele razy rzucały nam się w oczy elephant safari, gdzie stały biedne słonie, osiodłane, czekając na turystów. Smutny to był widok po pobycie w sanktuarium, gdzie mogły biegać, gdzie chciały, bez zbędnego balastu na plecach.
I tak też kojarzę Phuket - jako turystyczną Mekkę dla ludzi łaknących przyziemnych wrażeń. Dobrze było jednak poznać i taką twarz Tajlandii.
Wy możecie zobaczyć ją o tutaj, na filmie 🠟

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

#Litwa - wyścig z czasem podczas koronawirusa

Każdy ma swoje granice wytrzymałości w życiu. Ja do swoich dochodzę, gdy zbyt długo siedzę w jednym miejscu. W ten sposób, pomimo nadciąg...

Copyright © Z życia Szwatki podróżniczki , Blogger