#Chiang Mai - Miesiąc w Tajlandii

Chiang Mai - nazywane Różą Północy, jest również trzecim największym miastem Tajlandii. Spokojniejsze niż Bangkok, ze starym miastem otoczonym murem z 5-oma bramami i fosą. Kusi zielenią, górskimi widokami i bliskością atrakcyjnych miejsc na jednodniowe wycieczki.


Tiger Kingdom



PLAN
Dzień 7
Podróż do Chiang Mai
Wat Sri Suphan
Brama Suan Pung
Nong Buak Park
Wat Phra Singh
Three Kings Monument
Brama Pratu Chiang Mai

Z Bangkoku do Chiang Mai przedostałyśmy się samolotem, na który pojechałyśmy autobusem miejskim. Niecała godzina i byłyśmy na północy kraju. Od razu było widać zmianę w krajobrazie. Północ jest zieleńsza i bardziej górzysta. My do quest house’u dojechałyśmy taksówką. Po zameldowaniu wyszłyśmy na miasto zobaczyć najbardziej nietypową świątynię Chiang Mai - Wat Sri Suphan, czyli Srebrną Świątynię, do której wstęp mają tylko mężczyźni. Później, przez bramę Suan Pung przeszłyśmy do parku Nong Buak. Kolejny park pełen ćwiczących i biegających ludzi, miód dla moich oczu. Tym razem dla odmiany, zamiast waranów - po parku spacerowały żółwie. A raczej jeden, którego właściciele wyprowadzili go tam na spacer (a wy dalej z psami, co? 😂). Gdy słońce chyliło się ku zachodowi dotarłyśmy do Wat Phra Singh - kolejnej świątyni uważanej za jedną z najbardziej atrakcyjnych w Chiang Mai. Dzięki specyficznej porze, wydawała się być jeszcze piękniejsza. Na koniec zobaczyłyśmy rzeźbę trzech króli i przez bramę Pratu Chiang Mai wróciłyśmy do domu.

Ulice Chiang Mai

Wat Sri Suphan

Wat Sri Suphan

Wat Sri Suphan

Brama Suan Pung

Park Nong Buak

Wat Phra Singh

Brama Pratu Chiang Mai                         Three Kings Monument




Dzień 8
Elephant Nature Park

Przed wyjazdem wykupiłyśmy wycieczkę po sanktuarium słoni. Rano przyjechał po nas bus i tak dotarłyśmy do ośrodka oddalonego o ok. 60 km od Chiang Mai. Nie było to byle jakie sanktuarium, bo zdążyłam je sprawdzić dobrych kilka razy, zanim je wybrałyśmy. Jest to miejsce dla słoni z przeszłością, które uratowano z trekkingów, prac budowlanych, czy cyrków. Obecnie znajduje się tam ich ponad 80. Można tam podejść tylko do kilku z nich, karmienie odbywa się do wyznaczonej linii, a kąpiel ogląda tylko z daleka. Oprócz państwa trąbatych (właśnie, dźwięk trąbiącego słonia w rzeczywistości brzmi niesamowicie, dokładnie jak w bajkach - jest na filmie poniżej), można tu też spotkać bawoły (potrafią być agresywne 😅), a także psy i koty, które mają nawet osobne królestwo. Wszystko to są zwierzęta uratowane, więc trzeba być ostrożnym, bo większość z nich jest po przejściach i ma kłopoty z psychiką. Otoczenie jest piękne, pełne jeziorek, rzek i zieleni, obejmuje obszar 8 km2 i daje szczęście zwierzętom. Dla zainteresowanych - istnieje również możliwość wyjazdu tam na wolontariat.








Dzień 9
Doi Inthanon National Park

Kolejny dzień, kolejna wycieczka, tym razem pierwszy raz wykupiona z miastowego biura podróży. Tym razem z fauny do flory. Zaczęliśmy od wodospadu Wachirathan, który już na samym starcie swoją bryzą zmoczył nas z góry na dół. Stamtąd ruszyliśmy na kilku godzinny trekking po Pha Dok Siew Nature Trail, który wił się przez dżunglę mijając po drodze kolejne wodospady, uprawę kwiatów i pola ryżowe z nieziemskim widokiem na góry, aż do wioski plemiennej. Po obiedzie dojechaliśmy na najwyższy szczyt Tajlandii znajdujący się na 2565 m n.p.m., skąd wybraliśmy się na spacer po lesie deszczowym szlakiem Ang Ka. Umoczeni, ale szczęśliwi, bo po wyjściu z lasu przestało padać, przeszliśmy przez ulicę i skierowaliśmy się do Królewskich Pagód, oficjalnie zwanych Royal Twin Pagodas, ze względu na ich podobieństwo i umiejscowienie, po dwóch różnych stronach wzgórza, gdzie z jednej widać drugą. A raczej byłoby widać, bo nam niestety trafił się mglisty dzień, przez co pagody były ledwo widoczne. Mgła, czy nie mgła, widoki mimo wszystko były warte wycieczki i wręcz pobudzały wyobraźnię, jak może to wyglądać przy pięknej pogodzie.


Pha Dok Siew Nature Trail

Pha Dok Siew Nature Trail

Pha Dok Siew Nature Trail


Ang Ka Nature Trail

Royal Twin Pagodas

Royal Twin Pagodas

Royal Twin Pagodas



Dzień 10
Tiger Kingdom
Rama IX Lanna Park
Brama Tha Phae

W ostatni dzień w Chiang Mai pojechałyśmy do miejsca, nad którym bardzo długo się zastanawiałam. Tiger Kingdom po sytuacji z Tiger Temple stało się negatywnie odbierane ze względu na kwestie etyczne. Narkotyzowanie, przemoc i ingerencja w naturę to były główne kwestie przeciw. Prawda okazała się być całkiem inna. Jest to odłam zoo w Chiang Mai, które skupia się głównie na hodowli i przywróceniu większej liczebności tygrysów na świecie. Część ich odmian jak np. tygrys biały, już nie występują na wolności, bo zostały wybite. W Tiger Kingdom rodzą się za to nowe maleństwa, jak jeden, którego miałyśmy okazję zobaczyć. Dbałość wtedy o jego zdrowie jest największa. Przebywają one w szczelnych, szklanych pomieszczeniach, gdzie ludzie są w kitlach i nie ma wstępu nikt, kto był wcześniej u większych osobników.

Narkotyki i ospałe Zwierzęta? Bzdura! - mogłam to odczuć, gdy jeden z nich się zruszył i nerwowo zaczął hasać po klatce 😱

Przemoc? - żeby go uspokoić, nikt nie gonił za nim z kijem, nie krzyczał, tylko spokojnie trener podszedł z patykiem z nabitym kawałkiem kurczaka i tygrys dał się przekonać, że nie ma mnie co zjadać na kolacje.

Uwolnić je! - świetnie, kot przyzwyczajony do człowieka lub po cyrku idealnie się nadaje do wypuszczenia na wolność, gdzie kłusownicy zaraz go wybiją. Oczywiście, proces przystosowywania ich do życia w dziczy jest w trakcie, ale walka z przepisami dotyczącymi zabijania tych zwierząt też nie jest prosta.

A dlaczego są takie „przyjazne dla ludzi”? - większość z nich tam się wychowała. Od małego przebywały z trenerami i to dzięki temu zwykli turyści również się mogą zbliżyć. Ale to nie jest wcale tak, że możesz sobie z nim skakać, głaskać gdzie popadnie i biegać po jego terenie. Możesz zbliżyć się tylko do tyłu tygrysa (zauważcie, że na zdjęciach nikt nie staje bliżej) i tylko tam głaskać - po tylnich łapach i ogonie. Koniec. I to też nie przez całe życie tego wielkiego kota. Gdy ma więcej niż 4 lata, jest już zbyt duży, by nawet trener mógł zapewnić turyście bezpieczeństwo, wiec wtedy przechodzi na emeryturę, gdzie spędza czas z innymi kotami na terenie obiektu lub w zoo.

W moim odczuciu jest to doświadczenie, które warto przeżyć. Tygrysy to tak naprawdę duże kociaki. To nie zmienia faktu, że trzęsłam się jak galareta wchodząc na ich wybieg, ale czymże byłoby spełnianie marzeń bez odrobiny adrenaliny 😆
Jeśli ktoś nadal ma wątpliwości, co do tego typu rozrywki, polecam przeczytać wpis wolontariuszki, która na własną rękę chciała się przekonać, jak naprawdę jest z tymi tygrysami. Jest to post po angielsku, ale dla chcącego nic trudnego:


Do Tiger Kingdom jechałyśmy taksówką z Tinem, który był znajomym właścicielki naszego hostelu. Cały nasz pobyt na nas poczekał, a w drodze powrotnej zatrzymał się z nami w parku króla Ramy IX. Pospacerowałyśmy, pooglądałyśmy jak tamtejsi grali w krykieta i wróciłyśmy do domu. Na wieczór wybrałyśmy się na ostatni spacer po mieście aż do wschodniej bramy Tha Phae.






Rama IX Lanna Park



Nocleg - quest house
95 zł - 5 nocy / 2 os. / ze śniadaniem
Good Day Hostel Chiang Mai to był jeden z naszych wygrywów jeśli chodzi o noclegi. Na początku dostałyśmy prywatny pokój z łazienką na zewnątrz. Nie był duży, ale po spaniu w 8 nieznajomych osób w jednym wąskim pokoiku, był jak apartament królewski. Tymbardziej byłyśmy zaskoczone, gdy na następny dzień, właścicielka zaoferowała nam pokój 3 razy większy i to z prywatną łazienką. Totalnie za free. Kolejnym zaskoczeniem było to, że mogłyśmy rozdzielić nasz pobyt na 2 części. Podczas rezerwacji przedobrzyłam i zarezerwowałam o jedną noc za dużo, ale okazało się, że samolot z Chiang Mai, który miałyśmy kilka dni później, jest na tyle wcześnie, że nie zdążyłybyśmy dojechać z miasta, w którym wtedy będziemy. Stąd pojawił się plan, że wrócimy dzień wcześniej do Chiang Mai na noc, a właścicielka się zgodziła! Nikt z niczym nie robił tam problemu. Wręcz czuło się momentami jak w domu, bo zawsze się pytano, jakie mamy plany, a jak wracałyśmy to musiałyśmy zdawać relacje jak było 😂 Śniadanko było codziennie takie jak w Bangkoku, czyli tosty z bananem i dżemem, a kawę, czy herbatę mogłyśmy sobie zrobić kiedy chciałyśmy. Na zewnątrz były materace na drewnianym łóżku, na którym przeleżałyśmy i przegadałyśmy z jedną Białorusinką prawie każdy wieczór i poranek. 




Nasz pobyt w Chiang Mai składał się głównie z wycieczek, z czego większą część zajmowały wizyty u zwierzaczków. W moim odczuciu był to wyjazd marzeń, bo słonie i tygrysy na wyciągnięcie ręki to cud, którego nie każdy może doświadczyć. Spędziłyśmy tam łącznie 4 dni i wróciłyśmy później tylko na noc, gdy wracałyśmy z Pai, o którym mowa będzie w kolejnym poście!
A teraz przedstawiam film, który ukazuje te wszystkie atrakcje, z czego większość to właśnie wspomniane wcześniej zwierzątka! 🐘🐅
Enjoy! 🍻
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

#Litwa - wyścig z czasem podczas koronawirusa

Każdy ma swoje granice wytrzymałości w życiu. Ja do swoich dochodzę, gdy zbyt długo siedzę w jednym miejscu. W ten sposób, pomimo nadciąg...

Copyright © Z życia Szwatki podróżniczki , Blogger