#Krabi - Miesiąc w Tajlandii
listopada 18, 2019
0
chicken
,
co zobaczyć
,
co zwiedzić
,
diamond cave
,
krabi
,
lagoon
,
phra nang beach
,
plaże
,
poda island
,
princess cave
,
railay
,
railay viewpoint resort
,
raj
,
tajlandia
,
tonsai beach
,
tup island
,
viewpoint
,
wycieczka
Krabi - prowincja i kurort zachodnich wybrzeży Tajlandii, pełna wysp i malowniczych miejsc położonych nad Morzem Andamańskim. To ją nazywa się rajem na ziemi, a po wpisaniu w Google'a - "krabi" wyskakuje najwięcej zdjęć z jednego miejsca - Półwyspu Railey.
Railay - półwysep, odcięty od reszty wyspy wzniesieniami i dżunglą, na który można się dostać tylko drogą morską. Słynie z piaszczystych plaż, pionowych skał wapiennych, namorzynów i turkusowej wody.
Phra Nang Beach |
PLAN
Dzień 14
Podróż do Railay (Krabi)
Railay East Beach
Phra Nang Beach
Jamaica Bar
Droga do Krabi to był jeden z prostszych momentów.
Wysiadłyśmy z samolotu i poszłyśmy do łazienki, a gdy wyszłyśmy,
to nasze plecaki akurat wyjechały, wiec raz dwa ściągnęłyśmy pokrowce,
założyłyśmy i obrałyśmy kierunek do wyjścia, a reszta dalej stała i czekała na swoje
walizeczki, gapiąc się na nas zazdrośnie 😂
I nie zdążyłyśmy nawet wyjść z lotniska, jak Panie z shuffle busu
zaczęły nas pytać „gdzie jedziemy”, a najlepsze jest to, że po
wcześniejszym researchu akurat do nich miałyśmy iść po bilety 😃. Dzięki
temu nic nie musiałyśmy szukać i lądując o 13:55, już 15
min później siedziałyśmy w minivanie wyściełanym skórką, jadąc na molo.
Po pół godzinie byłyśmy już w longboacie, płynąc na nasze wybrzeże. Gdy
tylko dopływałyśmy do Railay - już wiedziałam, że jest to raj na Ziemi.
Widoki jak ze zdjęć, słońce i plaża. Po dwóch tygodniach z ogromną
radością powitałyśmy morze.
Z racji tego, że Railay to bardzo mała miejscowość, z molo do
hotelu miałyśmy krótki kawałek. Ogarnęłyśmy się i standardowo poszłyśmy
na zwiedzanie. Ze swojej strony miałyśmy plażę Railay East z molem, kamieniami i namorzynami, niekoniecznie interesującą do plażowania.
Idąc wzdłuż brzegu doszłyśmy do miejsc wspinaczkowych, a że był
silny odpływ to skorzystałyśmy i chodziłyśmy pod klifami, a mi udało się nawet dojść do naturalnie utworzonej wysepki na morzu. Idąc dalej,
mijałyśmy jaskinie i formacje naciekowe, a także wejście na lagunę i
punkt widokowy (o samym wejściu
-> patrz Dzień 17).
I tak idąc wyszłyśmy w najpiękniejszym miejscu na świecie. Znana
tylko ze zdjęć i filmów - Phra Nang Beach. Akurat powitała nas
zachodem słońca - najładniejszym jaki widziałam. Pospacerowałyśmy i
poszłyśmy do baru stylizowanego na reggea - Jamaica Bar. Dostałyśmy świetne
drinki ze zniżką i grę 4inline do rozrywki, a wystrój i muzyka dodawały
klimatu, więc przesiedziałyśmy tam dobrych kilka godzin.
Railay East Beach rano (po lewej, po przypływie nocnym - po prawej, wieczorem) |
Phra Nang Beach |
Railay East Beach Phra Nang Beach |
Phra Nang Beach |
Dzień 15
Phra Nang Beach
Phra Nang Noi Cave (Princess Cave)
Railay West Beach
Phra Nang Nai Cave (Diamond Cave)
Tonsai Beach
Kto rano wstaje, ten idzie na basen. Stwierdziłyśmy, że jak już
mamy go w hotelu, to warto skorzystać. Trochę się też poopalałyśmy i
poszłyśmy pomoczyć dalej - na plaży marzeń. Wyglądała jeszcze
piękniej niż przy zachodzie. Pozaglądałyśmy do Princess Cave pełnej
stojących penisów (ku czci płodności, a co!), a potem poszłyśmy
eksplorować dalej podnóża klifów.
Po powrocie do pokoju, dla odmiany poszłyśmy na inną plażę - tym
razem Railay West - mniej zachwycającą, ale równie piaszczystą, zaczynającą się i kończącą wapiennymi skałami. Z niej,
dzięki dziennemu odpływowi, przedostałyśmy się po kamieniach, na kolejną
plażę - Tonsai Beach.
Prawie pusta, intrygująca, nieomal odcięta od
świata. Takie było też jej otoczenie, bo budynki dookoła wyglądały jak
opuszczona w pośpiechu wioska.
Najgorszym okazał się jednak fakt, że ze
względu na noc, która nas tam zastała, nie mogłyśmy wrócić po kamieniach
z powrotem (z powodu nocnego przypływu), i musiałyśmy iść dalej
dżunglą. W nocy i w sandałkach. Do dziś pamiętamy to jako jedną z
najtrudniejszych dla nas psychicznie nocy. Ciemno jak oko wykol,
przeróżne dżunglowe dźwięki - małpy, owady i nie chce myśleć co jeszcze,
a droga stromo raz w górę, raz w dół. Za światło robiły nam latarki w
telefonach, ale uwierzcie, tak naprawdę nie chciałam wiedzieć po czym
idę. Ciemności się nie boję, ale jadowite węże raczej nie robiłyby za
najlepszego kompana podróży.
To był najdłuższy kilometr w życiu, przysięgam. Zmęczone psychicznie i fizycznie, tym razem wybrałyśmy relaks z piwem na jednej z plaż.
Drogi w Railay |
Phra Nang Beach |
Phra Nang Beach Cave |
Phra Nang Beach Cave |
Phra Nang Beach |
Princess Cave |
Diamond Cave |
Diamond Cave |
Railay West Beach |
Droga z Railay West na Tonsai Beach |
Tonsai Beach |
Tonsai Beach |
Dzień 16
5 islands tour:
- Tup Island
- Koh Mor
- Chicken Island
- Sri Island
- Poda Island
Tree House Bar & Restaurant
Co to byłby za pobyt bez wycieczki. Tym razem wybór padł na 5 wysp.
Kupiliśmy ją w lokalnym biurze podróży za 70 zł. Oczywiście, wstęp do
Parku Narodowego kosztował kolejne 40 zł, ale takie są opłaty w
Tajlandii, podróż odbywałyśmy longtail boatem.
Pierwszym przystankiem była Tup
Island, gdzie występuje cykliczne zjawisko rozdzielającego się morza, w trakcie którego można
piechotą przejść dystans między tą wyspą a Koh Mor. Mieliśmy to szczęście, że byliśmy pierwszą
łodzią, dzięki czemu mieliśmy cały teren dla siebie. Niestety - co
chwile kolejne nadpływały i nie było już widać piękna tego
miejsca, tylko turystyczną mekkę. Wsiadłyśmy na pokład naszej i
popłynęłyśmy dalej.
Tym razem weszłyśmy na górę statku, gdzie mogłyśmy się
opalać i podziwiać widoki. A było co podziwiać, bo mijaliśmy różne
wyspy, w tym Chicken Island - wyspę w kształcie kurczaka.
Trochę
leniuchowania i przyszedł czas na pierwszy przystanek snorkellingu i
uwaga - mój pierwszy atak paniki.
To nie był pierwszy raz, kiedy
pływałam z rurką, ale akurat z tą jak się później okazało - było coś nie
tak i non stop lała się do niej woda. Co chwile walcząc z zalaną rurką,
zmęczyłam się tak bardzo, że nie miałam sił machać nogami. Oddychałam
tak szybko, że czułam, że zaraz wypluje płuca. Kurczowo złapałam się boi
i dyszałam jak parowiec. Jeden Francuz aż się zainteresował i podpłynął
sprawdzić, czy wszystko okey. Od tej pory towarzyszył mi ciągle, za co
byłam mu bardzo wdzięczna, bo w końcu, gdy pozbyłam się sprzętu i
poleżałam na plecach na wodzie, byłam gotowa by wrócić do snorkellingu.
Maska nadal nie ułatwiała pracy, więc po jakimś czasie znów wylądowałam
pływając na plecach, ale przynajmniej już wiedziałam jak walczyć z tym
nagłym problemem z oddychaniem.
Gdy pierwszy raz w życiu dotyka Cię panika, nie wiesz co robić. Nie
boisz się, to jakby coś samo przestawiło się w głowie, zabierając oddech.
Później, już nigdy więcej ataku nie dostałam, ale mam z tyłu głowy
po dziś, że takie coś może się zdarzyć. Pamiętajcie! Starajcie się
skupić na czymś, co was uspokoi.
Po kąpieli, dostaliśmy obiadek i popłynęliśmy na Poda Island -
kolejną wyspę raj, niewielką i niezamieszkałą, gdzie jest tylko piasek,
turkusowa woda, palmy i spokój. Przespacerowałyśmy prawie wzdłuż całej
jej długości. Małe wysepki i skały dookoła sprawiały, że widoki były
nieziemskie i nie chciało się wracać. Ale tuż obok niej mieliśmy kolejny
punkt snorkellingowy, na którym tym razem mogłam zobaczyć wiele więcej.
Patsona znów popędziła za rękę z naszym przewodnikiem, mi towarzyszył
Francuz (nie pamiętam już, jak miał na imię 🤷🏼♀️) i tak w czwórkę
sobie pływaliśmy. Widziałyśmy „nemo” i inne piękne rybki, różnokolorowe,
małe i duże (niektóre miały nawet po pół metra), a także takie śmieszne
muszle, które się zamykały, gdy się do nich podpływało. Mogliśmy nawet
część z nich pokarmić - śmieszne uczucie, gdy coś, co zazwyczaj odpływa
zanim Cię dotknie, teraz się ociera i czeka na jedzenie. Na kurczaka tak
dokładnie 😂 (Tak, karmiliśmy ryby mięsem).
To już był ostatni postój, więc znów wdrapałyśmy się na górny
pokład, pojadłyśmy arbuza pokrojonego w serduszka 💓 i ananasa w kwiatki 🌼,
które przynosił nam przewodnik i tak dotrwałyśmy do końca podróży.
Na wieczór znów wyszłyśmy na spacer, który skończyłyśmy w barze,
tym razem zbudowanym na drzewie. Usiadłyśmy w loży, wiszącej nad ziemią,
trzymającej się tylko gałęzi i piłyśmy drinki.
Tup Island (po lewej, jak przypłynęliśmy, po prawej - jak wypływaliśmy) |
Koh Mor Tup Island |
Chicken Island |
Poda Island |
Poda Island |
Poda Island |
Zachód słońca na Railay West Beach |
Dzień 17
Railay Viewpoint
Princess Lagoon
I tak dobrnęłyśmy do ostatniego dnia na Krabi. Zjadłyśmy śniadanie w
restauracji obok hotelu, a potem ruszyłyśmy na wyprawę życia.
Przygotowane psychicznie, stanęłyśmy przed znakiem ze wspinaczką na
punkt widokowy i lagunę i z duszą na ramieniu, zaczęłyśmy się wspinać.
Takiej szkoły życia chyba jeszcze nie miałyśmy. Człowiek liczył, że to
tylko kawałek. Yhy, jasne 😥. Jak sam początek nas wystraszył, to dalej
było tylko gorzej. Na punkt widokowy było jeszcze w miarę okey. I dla
samego tego widoku warto było wejść. Półwysep Railay to wąski przesmyk,
więc z góry można było zobaczyć jego szerokość i zatoki po obydwu
stronach, a także wapienne wzgórza w tle.
Żeby pójść do laguny, musiałyśmy się cofnąć i przejść kolejne 150 m.
"Szybko pójdzie!" Taaak, ta myśl miała sens, dopóki nie zobaczyło się
trasy 😬. Prosto w dół. Nie pod kątem, nie ze zjazdem, a liny, wypustki
skalne i przepaść. Przełażenie przez wąskie otwory w skale i zsuwanie
się w dół, zjeżdżająca noga po skale, węże na trasie i nieodpuszczająca
myśl, że nie dam rady, nie pomagały. Ale mimo wszystko, po godzinie
dotarłyśmy na miejsce.
Brudne, poobdzierane, zmęczone, ale zachwycone.
Kolejne miejsce, do którego ciężko jest dotrzeć, ale warte jest
poświęcenia każdej kropli potu i krwi. Raz, dwa, trzy i już
byłam w tej wodzie. Nie obchodziło mnie, co może pływać wraz ze mną.
Byłam ja i promienie słońca, które docierały z dziury w „suficie” skał.
Magiczne miejsce, z którego nie chciało się wracać. Wynikało to pewnie
też z tego, że jedyną drogą z powrotem była ta, którą przyszłyśmy 😞. (Oj
żebyście wiedzieli, ile razy podczas pobytu w Tajlandii marzyłam, żeby
przyleciał po nas helikopter i nas wybawił od drogi powrotnej). Ale
zagryzłyśmy zęby i wspinałyśmy się krok za krokiem. I dałyśmy radę. Mimo
wątpliwości, mimo ran, mimo upału, braku sił i czego by tu jeszcze nie
wymienili wymówkowicze - dałyśmy radę 💜
Zdążyłyśmy też idealnie, bo tego dnia wieczorem zrobiła się deszczowa pogoda i wejście nie byłoby już możliwe bez szkody na zdrowiu.
Droga na Railay Viewpoint i Princess Lagoon |
Railay Viewpoint |
Droga na Princess Lagoon |
Droga na Princess Lagoon |
Princess Lagoon |
Efekty po rafach koralowych, lagunie i wspinaczce |
Ulice Railay |
Nocleg - resort
4 noce - 242 zł / 2 os.
Railay Viewpoint Resort to był nasz pierwszy, tak ekskluzywny nocleg. Hotel z basenem i
pokój z łazienką w naprawdę ładnych budynkach i wyjątkowej okolicy.
Oferuje też restauracje, bar, biura podróży - wszystko płatne, ale
oczywiście dostępne. Nas jednak na miejscu ujęła jedna rzecz - widok z
basenu.
Railay Viewpoint Resort |
Railay Viewpoint Resort |
Krabi to był raj. Plaże marzeń, posezonowy spokój i malownicze widoki. Walczyłyśmy tu z własnymi słabościami, a w nagrodę dostawałyśmy coś, czego nikt nam nie odbierze - wiarę w siebie i wspomnienia. Nigdy nie zapomnę miejsca, które udało mi się odwiedzić po tylu latach marzeń. Krabi jest dla mnie osobistym przykładem, że się da, że naprawdę wszystko się da. Wystarczy chcieć i o to walczyć. Choćby ze sobą.
Przeżyjcie ze mną jeszcze raz ten wyjazd, pooglądajcie widoki, zobaczcie przeprawę na lagunę. Może i was to natchnie do działania i wyruszycie, by zobaczyć miejsce marzeń 💗
Enjoy! 🍻
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz