#Bangkok - Miesiąc w Tajlandii

Bangkok - stolica Tajlandii i największe miasto tego kraju. Jego pełna nazwa po tajsku składa się ze 139 znaków i jest najdłuższą nazwą geograficzną na świecie. Po wpisaniu w wyszukiwarkę "bangkok" pojawia się, że to Miasto Aniołów, a później, że to Miasto Grzechu, a w 2018 r. było najczęściej odwiedzanym miejscem na świecie. W czym tkwi w takim razie jego urok?


Park Lumphini


PLAN
Dzień 1
Podróż do Doha

Oczywiście każda nasza podróż, musi zacząć się z przytupem. Tym razem już na samym starcie była to dwukrotna ewakuacja lotniska w Warszawie, dzięki czemu nasz lot był opóźniony o godzinę. W tym miejscu podziękowania, ukłony i buziaki dla Wiktora, który magicznym sposobem leciał o tej samej porze jak my, a który przebiegł specjalnie pół lotniska, żeby kupić i przynieść nam wodę, tak, że mogłyśmy od razu biec do gate’u.



Dzień 2
Podróż do Bangkoku
Khao San Road

Na przesiadkę w Katarze miałyśmy teoretycznie więcej czasu. W rzeczywistości biegłyśmy dalej. Przebiegłyśmy tylko z jednego samolotu do drugiego i po łącznie 14 godzinach wylądowałyśmy w Bangkoku.
Podróżowanie zaczęłyśmy od okolic naszego hostelu. W ten sposób bardzo szybko doszłyśmy na najsłynniejszą i najbardziej zatłoczoną ulicę Bangkoku - Khao San Road. Nie da się opisać tych wszystkich smaków, zapachów, dźwięków i tłumów, które są kwintesencją tej ulicy. Tysiące straganów z jedzeniem, tanimi ubraniami, pamiątkami i barami. Nie da się przejść obok tego obojętnie, więc znając nasz zakupoholizm, podczas każdego pobytu na tej ulicy opuszczałyśmy ją z torbami z zakupami.


Khao San Road nocą i za dnia

Ulica Bangkoku pełna tuk-tuków

Ulice Bangkoku



Dzień 3
Wat Phra Kaew
Wielki Pałac
Wat Pho
Wat Ratchapradit
Park Saranrom
Wat Arun

Nasz pierwszy cały dzień w Bangkoku zaczęłyśmy od zwiedzania najważniejszych rzeczy w mieście. Na pierwszy ogień poszła Wat Phra Kaew - Świątynia Szmaragdowego Buddy, która jest najświętszą ze świątyń buddyjskich w Tajlandii.
Na tym samym terenie znajduje się także Wielki Pałac łączący w sobie dwa style: styl tajski i styl wzorowany na europejskim.
Później przeszłyśmy kawałek do Wat Pho - Świątyni Leżącego Buddy, a idąc do Wat Ratchapradit natknęłyśmy się na zbiorowisko różnokolorowych wiewiórek, które karmił starszy pan, a dzięki jego życzliwości, również my mogłyśmy to zrobić 💛
Zmierzając do kolejnego punktu wycieczki natrafiłyśmy na Park Saranrom, którego w planach nie było, ale wiadomo, plany można zmieniać. To było nasze pierwsze spotkanie z parkiem w Tajlandii, więc znajcie nasze zaskoczenie, gdy przechodząc po mostku z jednej jego części do drugiej, wypatrzyłyśmy w wodzie ogromnego jaszczura.
Na sam koniec zostawiłyśmy Wat Arun, do której z drugiego brzegu rzeki dostałyśmy się promem za jakieś 50 gr. Zwana Świątynią Świtu, jest pokryta tłuczoną porcelaną i według mojej opinii jest jedną z piękniejszych świątyń w Bangkoku.


Ulice Bangkoku

Wat Phra Kaew

Wat Phra Kaew

Wat Phra Kaew

Wat Phra Kaew

Wielki Pałac

Wielki Pałac

Wielki Pałac

Wat Pho

Wat Pho

Wat Pho



Park Saranrom


Rzeka Menam

Wat Arun

Wat Arun



Dzień 4
Muzeum Narodowe
Park Lumphini
Unicorn Cafe
Patpong
Chinatown

Kolejny dzień zaczęłyśmy od zwiedzania Muzeum Narodowego. Byłam pod szczerym wrażeniem układów i sposobów ekspozycji eksponatów. Już nawet nie same rzeźby zwracały uwagę, a to jak komponowały się z całą salą wystawową. Największe wrażenie zrobiły na nas rydwany jakimi podróżowali królowie tajscy (lub ich zwłoki) i filmy o haftach i strojach rodzin królewskich.
Gdy już nacieszyłyśmy się starszą częścią Bangkoku, nadszedł czas, by wyruszyć do części nowoczesnej. Wsiadłyśmy w autobus, który wskazywała aplikacja i pojechałyśmy - za całe 80 gr bodajże. Zaczęłyśmy od Parku Lumphini nazywanego tamtejszym Central Parkiem. Osobiście byłam nim zachwycona. Jest ogromny, zajmuje ponad pół miliona m2, a otoczony jest wieżowcami, co, szczególnie nad stawami, daje niezwykły efekt. Pełno też tam zwierząt i różnej roślinności. Znów spotkałyśmy naszych kolegów - warany paskowane, żółwie, ptaki, a nawet jakieś żarłoczne ryby. Miłym zaskoczeniem było też dla mnie, że moda na sport jest i tutaj. Tłumy ludzi biegały po parku, ćwiczyły na boiskach, czy praktykowały Tai Chi.
Ale nie samym zwiedzaniem człowiek żyje - przyszedł czas na restaurację znalezioną przez Patsonę - zwaną Unicorn Cafe. Jak nazwa wskazuje - wszystko tam było związane z jednorożcami - pluszaki na fotelach, pluszaki wiszące z sufitu i jedzenie w kolorach tęczy. Pastelowo, słodko i magicznie, i drogo, jak na Tajlandię oczywiście. Idąc dalej miałyśmy za to idealny widok na Mahanakhon, czyli najwyższy budynek w Tajlandii.
Nie ma też pobytu w Bangkoku bez przejścia się ulicą Patpong, czyli dzielnicą czerwonych latarni. Z jednej strony nocny market, z drugiej panie udające, że umieją tańczyć na rurze. Gdy porównuję sobie to obecnie z Patong na Phuket - miejsce niezbyt warte uwagi, dlatego czym prędzej ruszyłyśmy metrem do Chinatown - dzielnicy neonów i dobrego jedzenia. To tam jadłam swoje pierwsze mango sticky rice 💓Do domu wracałyśmy po raz pierwszy - tuk tukiem. Świetna zabawa! Wiatr we włosach, kluczenie między samochodami i lekka adrenalinka (dowiezie nas tam, gdzie chcemy, czy nie?) Jednak i tak historią dnia była reanimacja moich okularów. Rano okazało się, że zniknęła gdzieś śrubka, która trzyma bok okularów. Patsona mistrz inżynier uratowała je kawałkiem wykałaczki, dzięki czemu się trzymały. Nie było to jednak długofalowe rozwiązanie, więc wieczorem wstąpiłam do optyka, w którym Pani za free wymieniła mi wykałaczkę, na śrubkę, którą noszę po dziś dzień.

National Museum

National Museum

National Museum

National Museum

National Museum

National Museum

National Museum

Ulice Bangkoku

Park Lumphini

Unicorn Cafe                        Mahanakhon

Chinatown

Chinatown




Dzień 5
Ayutthaya:
Wat Mahathat
Wat Ratchaburana
Wat Phra Sri Sanphet
Wat Mongkhon Bophit
Wat Lokayasutharam
Wat Chaiwatthanaram
Wat Yai Cha Mongkol

Dzień przerwy od stolicy, żeby zobaczyć dawną stolicę 😂 Do Ayutthayi z Bangoku dojechałyśmy pociągiem za jakieś 2 zł. Jest to miasto pełne ruin dawnych świątyń, wpisane na listę UNESCO. To był chyba nasz najdłuższy i najbardziej wyczerpujący dzień. Miałyśmy cel, żeby wszystko przejść same z buta. W ten sposób z promu, którym przepłynęłyśmy rzekę z dworca, do pierwszej świątyni miałyśmy 1,9 km. Z Wat Mahathat do Ratchaburana było 750 m, a z Wat Ratchaburana do Wat Phra Sri Sanphet 1,4 km. Wat Mongkhon Bophit była na szczęście tuż obok. Do Lokayasutharam miałyśmy 800 m. Jednak z niej do Chaiwatthanaram było już 2,6 km. To już zaczynała się powoli sytuacja kryzysowa. Było naprawdę gorąco, na niebie żadnej chmurki, a my akurat w ten dzień nie użyłyśmy kremu z filtrem, więc od razu się spaliłyśmy. Najgorsze było to, że odległości między tymi świątyniami nie były duże i to nas motywowało. Jednak ktoś mógłby powiedzieć, że nie mogłyśmy po prostu kilku odpuścić? Problem był w tym, że planowo one były do wyboru, w rzeczywistości zaparłyśmy się, żeby zobaczyć je wszystkie. Do Wat Chaiwatthanaram w końcu doszłyśmy. I było warto. To jedyna świątynia, przy której widziałyśmy wypożyczalnię królewskich ubrań tajskich, więc tym większą magię dodawali ludzie ubrani w piękne stroje, chodzący po murach dawnej świątyni. Z racji tego, że do pociągu, którym chciałyśmy wracać był jeszcze czas - poszłyśmy do ostatniej już świątyni - Wat Yai Cha Mongkol, do której miałyśmy UWAGA 8,5 km ❗ I uwierzcie, poszłyśmy. Ledwo, bo ledwo, ale doszłyśmy. Wysiłek znów się opłacił, bo była to najbardziej wyjątkowa, ze wszystkich świątyń, gdzie posągi i sama chedi były przyozdobione żółtymi płótnami. Można było nawet wejść na górę po schodach, skąd rozpościerał się piękny widok. Stamtąd na dworzec było już tylko 2,7 km, gdzie czekała nas 3 godzinna podróż pociągiem do Bangkoku STOJĄC, bo było tyle ludzi. Całościowy pobyt w Ayutthayi był 25 km spacerem, który zakończyłyśmy masażem na jednej z ulic Bangkoku.


Wat Mahathat

Wat Mahathat

Wat Ratchaburana

Wat Mongkhon Bophit               Wat Phra Sri Sanphet

Wat Lokayasutharam

Wat Chaiwatthanaram

Wat Chaiwatthanaram

Ulice Ayutthayi

Wat Yai Cha Mongkol

Wat Yai Cha Mongkol

Thai Massage                            25 km




Dzień 6
The Golden Mount Temple
Jim Thompson House
Siam Discovery
Siam Center
Siam Paragon
Bayioke Sky Bar

Nie wiem, czy to magia masażu, czy urok wakacji, ale następnego dnia byłyśmy jak nowo narodzone i ruszyłyśmy do kolejnej świątyni, tym razem na górze 😂 318 schodów i Wat Saket było nasze. Miałam okazję walnąć tam w gong i dzwon, ale i tak najpiękniejszą melodią dla uszu były małe blaszki z życzeniami, które poruszane przez wiatr wydawały niezwykłe dźwięki. Ze świątyni miałyśmy również piękny widok na cały Bangkok, na jego różnorodność i 3-częściowy podział: stare, poniszczone budynki, dalej ładnie zrobiona część starodawna, a za nią wieżowce części nowoczesnej. Przekrój przez cały Bangkok w jednym miejscu. Stamtąd ruszyłyśmy znów w stronę tej ostatnie części, by dotrzeć do domu Jima Thompsona - obecnie zaginionego Amerykanina, który z 7 tekowych chatek stworzył piękny dom w stylu tajskim. W środku zdjęć robić nie można, więc musicie uwierzyć mi na słowo. Na wieczór zaplanowałyśmy sky bar, więc z racji tego, że zostało nam dużo czasu, wybrałyśmy się do centrum handlowego Siam. Jest to jakby kompleks kilku galerii zrobionych w bardzo artystycznym stylu, z czego Siam Center jest dla "normalnych ludzi", Discovery dla tych bogatszych, a Paragon to świat bogatych, w którym my mogłyśmy tylko popatrzeć na witryny i postać przy sztucznie stworzonym lasku na środku wejścia z jeleniami wyciętymi z krzaków. Gdy nacieszyłyśmy oczy rzeczami, których mieć nigdy nie będziemy, skierowałyśmy się w końcu w stronę Bayioke Tower II - drugiego najwyższego budynku w Tajlandii, w którym na 83 piętrze mieścił się sky bar, a na 84 - cel naszej podróży, czyli punkt widokowy. Za wstęp z drinkiem w cenie zapłaciłyśmy ok. 45 zł. Czas miałyśmy nielimitowany, więc jeszcze za dnia obejrzałyśmy panoramę miasta z samo kręcącego się punktu widokowego, a potem poszłyśmy na drinka. W między czasie zdążył zapaść zmierzch, więc powróciłyśmy na punkt, by obejrzeć Bangkok z góry nocą, po raz ostatni.


The Golden Mount Temple

The Golden Mount Temple

The Golden Mount Temple

The Golden Mount Temple

Ulice Bangkoku

Jim Thompson House

Siam Discovery                                                                           Siam Center

Siam Paragon

Ulica Bangkoku

Bayioke Sky Bar

84th floor Bayioke Sky Hotel

84th floor Bayioke Sky Hotel



Nocleg - hostel
ok. 131 zł - 5 nocy / 2 os. / ze śniadaniem
Swoją noclegową przygodę zaczęłyśmy od pokoju wieloosobowego w Mint Hostel. Prysznice i toalety poza pokojem, kuchnia, gdzie codziennie było pyszne śniadanko (tosty, dżem i banany, to naprawdę dobre połączenie) i mieszanka kulturowa to kwintesencja tego hostelu. Atmosfera była tam luźna, pranie wisiało po piętrach, a rolki z papierem toaletowym łapało się po schodach 😂 Oprócz oczywiście wiecznie krzyczących Hiszpanów (bardzo ich lubię, ale no czy oni nie słyszą jak głośno mówią?), to naprawdę miło wspominam ten czas. Poznałyśmy tam świetnych i zajaranych podróżowaniem backpackersów, którzy dali nam mnóstwo pomysłów na nowe podróże.

Mint Hostel

Odpowiadając na pytanie ze wstępu - urok Bangkoku tkwi w jego wyjątkowości,w tym zapachu, którego nie spotkasz nigdzie indziej i aurze ciepła, która otula Cię już od wyjścia z samolotu. W jego połączeniu starodawnej części z nowoczesną. W niezwykłych świątyniach, cenach, kuchni i mieszance kulturowej.
W tym, co możecie wypatrzeć na filmiku, który załączam poniżej ⏬
Enjoy! 🍻



1 komentarz:

  1. Ależ wyprawa. Czytałam z prawdziwą ciekawością. Może i mi kiedyś uda się tam wyjechać?
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)

    OdpowiedzUsuń

#Litwa - wyścig z czasem podczas koronawirusa

Każdy ma swoje granice wytrzymałości w życiu. Ja do swoich dochodzę, gdy zbyt długo siedzę w jednym miejscu. W ten sposób, pomimo nadciąg...

Copyright © Z życia Szwatki podróżniczki , Blogger